sobota, 30 kwietnia 2011

Dawcy uśmiechu

Na miejsce spotkania (urząd miasta w S-cu)  pojechaliśmy w 4 (ja, Marta, Stig i Kuba) a stamtąd już z całą resztą jednośladów. Część trasy była obstawiona przez policję, a reszta przez   "ścigających" dzięki czemu dojechaliśmy na miejsce w jednej zwartej, kilkudziesięcioosobowej grupie. 9 IV pod Sosnowieckim fashion house "Dawcy uśmiechu" zorganizowali zlot połączony ze zbiórką pieniędzy przeznaczonych na dzieci z domów dziecka .



Postarali się też o pokazy z zakresu bezpieczeństwa na drodze. Obok standardowych ćwiczeń na manekinie, można było zobaczyć rasowych ratowników (a dokładniej ratowniczkę) w akcji. Prawdziwy ratownik, prawdziwy motocyklista, który zaliczył prawdziwego szlifa na prawdziwym motocyklu.... oczywiście wszystko było ustawione i przebiegało zgodnie z planem, prawdziwych kontuzji nie było.


O następne show postarali się strażacy, prezentujący wydobywanie rannego kierowcy z auta....bynajmniej nie wyjęli go stamtąd standardowo otwieraniąc drzwi :)

Kolejne atrakcje to symulator jazdy tirem. Spróbowaliśmy swoich sił i w każdym przypadku, którego byłam świadkiem, kończyło się to wypadkiem. Do tej chwili (godz 14:45) byłam przekonana, że za sterami najdłużej utrzymał się Artur, ale jak mówią najświeższe doniesienia (źródłem tej wiedzy jest Marta), najdłużej jednak walczył Kuba. Brawa więc dla niego. Ja pokusiłam się o 2 warianty  jazdy: jedna w wydaniu standardowym, a druga obrazowała sytuację  z 1 promilem alkoholu we krwi......(Podkreślam to był symulator, nie jeżdze po alkoholu !!!) Na wirtualnej bani uderzyłam w drzewo, w o połowę krótszym czasie niż przy pierwszej próbie. Zdecydowanie łatwiej się kieruje osobówką tak więc Iwonka M - szacun dla Twojego ślubnego :)

Jak widać, na parkingu pod FH dużo się działo. Był konkurs wiedzy (oczywiście o tematyce 2oo), w którym wygrałam szelki i futrzaną kitkę. Prawda jest taka, że drugą nagrodę czyli futrzaka zawdzięczam Stigowi, bo tylko on znał odpowiedź na pytanie o rekord jazdy na przednim kole. ...tak, tak ...podpowiedział mi. Dzięki Stigu :)

Potem przyszła kolej na walkę o kurtkę motocyklową...tu już ostra rywalizacja i nikt nikomu nie podpowiadał. Co prawda nie wygrałam, ale pochwalę się, że odpadałam dopiero w ostatnim etapie......a kurtka i tak pewnie była z frędzlami.... i nie mój rozmiar....... i kolor by mi sie  pewnie nie podobał...... i nie pasowałaby na żadnego mojego plecakowicza..... takie małe pocieszenie na zasadzie "kwaśnych winogron".
Wrażeń sporo jak na jeden dzień, ale adrenalina skoczyła na maxa jeszcze później.
2 dżentelmenów prezentowało swoje umiejętności jazdy na qaudach. Załapałam się na taką przejażdżkę..... Śpieszę z wyjaśnieniami, że nie była to grzeczna rundka po parkingu. Ze wszystkich sił starałam się trzymać kierowcy i jakichkolwiek wystających części Yamahy, żeby tylko nie zleceć z quada podczas jakże gwałtownych akrobacji......nie wiedzialam, że da się takie rzeczy wyrabiać....Mi sie bardzo, ale to bardzo podobało, choć spotkałam się z odmiennymi opiniami- no ale cóż- jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził :)

Podczas gdy my korzystaliśmy z atrakcji zafundowanych przez organizatorów, cały czas trwała zbiórka pieniędzy wśród motocyklistów i kl  centrum handlowego.  Wytrwali wolontariusze pracowali ładnych parę godzin i z rozliczenia na forum wynika, że osiagnęli bardzo dobry efekt. Brawa więc dla nich i organizatorów.

Dzień się jeszcze nie skończył. Ruszamy więc ze Stigiem do Buczkowic gdzie w weekendowym nastroju czeka już ekipa 3,14.  Straszno nas gradem, deszczem....ale co tam...jedziemy. Pogoda dopisała w pełni :) Na miejscu parę znajomych twarzy + parę nowych. Wszyscy razem tworzą naprawdę świetną atmosferę i miło było sie z nimi pośmiać i porozmawiać. Dawno nie zmarzłam tak jak podczas powrotu do domu.....paluchy tak mi skostniały, że pojawiły się problemy z włączeniem kierunkowskazu. Zwykle do tej czynności wystarcza kciuk, ale wtedy naprawdę musiałam oderwać całą dłoń od kierownicy, żeby przesunąć ten "cypel".  Pogoda nie była już tak łaskawa jak dzień wcześniej, ale dojechaliśmy do domów bez żadnego uszczerbku na zdrowiu (naszym i maszyn).

2 komentarze:

  1. ..muszę sprostować..najdłuzej za sterami utrzymał Kuba..mimo młodego wieku..jest..jak się okazało starym (cięzarówkowym) wyjadaczem!

    OdpowiedzUsuń
  2. oooo jeśli tak , to przepraszam. Tłumaczy mnie to, że nie widziałam Kuby w akcji, ale zawierzam w pełni Twojej opinii. Już poprawiam posta :)

    OdpowiedzUsuń